10 powodów dla których warto założyć konto na Netflixie Przed siódmą #6 czyli zegar do sprawdzania czasu pracy i list do siebie z przyszłości


Gorzkie doświadczenia w drodze na szczyt


23 marca 2016, 22:27 | 8 komentarzy | 25 958

Każdy z nas usiłuje wdrapać się na szczyt. W sferze zawodowej jak i prywatnej, podczas realizacji projektów ale też wykonując coś w czasie wolnym od obowiązków – chcemy osiągać sukcesy. Droga na wierzchołek może nas motywować do zmiany siebie ale możemy zachłysnąć się sukcesem i zgorzknieć.

Według Słownika Języka Polskiego człowiek zgorzkniały to taki, który wyraża niezadowolenie z życia, zniechęcenie, rozgoryczenie. Głównym członem tego słowa jest wyraz „gorzki”. A gorzkich rzeczy większość z nas nie lubi. Jeśli w domu zabraknie cukru i mleka, a już zaparzyliśmy sobie mocną kawę, którą zawsze zabielamy i słodzimy, nie pozostaje nam nic innego jak wypić gorzką miksturę. Tylko uwaga – może trząchnąć.

Słodka gorycz

Na początku muszę dokonać pewnego rozróżnienia. Jest różnica między mówieniem gorzkich słów prawdy, a zgorzkniałą postawą przejawiającą się niezadowoleniu z wszystkiego. Najlepiej zilustrował ją Marek Krassus:

Nie gniewaj się, gdy Ci kto gorzkie słowo prawdy powie. Nie gniewasz się przecież na lekarza, który ci wrzód przecina, choć to boli – bo wiesz, że czyni to dla Twojego dobra.
Marek Licyniusz Krassus

Ilekroć w cztery oczy otwarcie zamierzam powiedzieć, co myślę na dany temat (w przeciwieństwie do wyrażania opinii w sieci gdzie często nie mam możliwości bezpośrednio wyrazić swojego zdania) pytam czy ktoś jest otwarty na przyjęcie konstruktywnej krytyki. Wolę zapytać, bo ktoś może akurat mieć dziś gorszy dzień i nie będzie miał ochoty na tego typu rozmowy. Kiedy otrzymuję zgodę ubieram krytykę w słowa, które będą do przełknięcia. To szczególnie ważne, bo otwarcie na konstruktywne opinie nie musi się wiązać z gotowością do wysłuchania gorzkich słów o swojej pracy. A przecież im jesteśmy bardziej wrażliwi i im większe zaangażowanie wkładamy w to co robimy tym ciężej jest przyjąć gorzkie słowa krytyki, nawet jeśli byłaby to krytyka w dalszej perspektywie przynosząca dla nas korzyść.

Gorycz wynikająca z wybujałej pewności siebie

Pracując w zespole jako grafik i obserwując swoje reakcje i zachowanie kolegów po fachu, a także czytając komentarze w sieci muszę przyznać, że praca z klientem wymaga dużo samodyscypliny. Pewnie często zdarza się Wam spotykać informatyków/grafików/programistów czy po prostu ludzi, którzy zajmują się twórczą pracą do których ciężko jest zwrócić się z problemem. A jeśli już problem urośnie do takich rozmiarów, że zostaniemy zmuszeni do kontaktu to zaraz usłyszymy „nie da się”, „u mnie działa”, „nie rozumiem w czym problem”.

Czas najwyższy, żeby przedstawiciele wolnych zawodów (piszę także o sobie) uderzyli w piersi, bo zdarza się nam mieć przerośnięte ego i myśleć, że skoro nauczyliśmy się języka programowania albo obsługi zaawansowanego programu, który zna tylko margines społeczeństwa to uprawnia nas to do patrzenia na klientów z góry. Nie uprawnia! Klient często nie zna się na tym co robimy ale jeśli traktujemy go jako partnera, tłumaczymy dlaczego coś wygląda tak, a nie inaczej i aktywnie szukamy rozwiązania problemu zamiast na każde pytanie odpowiadać „nie da się” to zostaniemy docenieni.

Zwróć uwagę na to, że pytanie dociekliwego klienta o jakieś rozwiązanie może być okazją dla Ciebie aby podnieść swoje kwalifikacje, czegoś nowego się nauczyć, znaleźć sposób na wykonanie czegoś w nieco inny sposób. Dlatego właśnie coraz częściej staram się mówić „nie wiem, ale się dowiem”, „na ten moment nie umiem, ale jeśli będzie trzeba to się nauczę i zrobię to”. Nasza robota jest sztuką mówienia „nie da się” tylko wtedy, kiedy faktycznie się nie da. Przed powiedzeniem tych trzech słów warto się jednak poważnie zastanowić czy nie idziemy na łatwiznę. Nasz klient słysząc po raz kolejny „nie da się” może stwierdzić, że najwyższy czas pójść do kogoś, kto nie będzie wiedział, że się nie da i zrobi to, o co usilnie od miesięcy Ciebie prosił.

Gorycz wynikająca z szumów komunikacyjnych

Lubimy karmić się historiami o grafikach, którzy przeżywają katusze podczas kontaktu z klientami. Nie przychodzi nam na myśl, że może wina jest po naszej stronie, bo nie potrafimy się w komunikatywny sposób porozumieć.

#poniedziałek_____Podesłał Krzysiek G._____Briefowe koszulki >>http://koszulkowo.com/producenci/brief-co-znosi-psychika-grafika

Opublikowany przez Brief – co znosi psychika grafika na 14 marca 2016

Ja mam z tym osobiście bardzo duży problem. Zależy mi często na dokładnym wytłumaczeniu jak coś działa, a klient z którym się kontaktuję wyłącza się przy drugim zdaniu. Kogo to wina? Zdecydowanie nie Jego, bo pewnie gdyby mi czasami nie przerwał mojego długiego monologu, to mógłbym po drugiej stronie słuchawki usłyszeć chrapanie.

Czasami zamiast tłumaczyć warto powiedzieć jedno zdanie i zaczekać na reakcję klienta. Jeśli będzie zainteresowany tym dlaczego tak się dzieje – zapyta. Jeśli nie będzie potrzebował tej wiedzy – przejdzie z tym co usłyszał do porządku dziennego. Naprawdę nie musisz opowiadać wszystkiego co wiesz na dany temat. Żyj i daj żyć innym. A Ty kliencie, jeśli trafi Ci się taki nudziarz – grzecznie aczkolwiek stanowczo mu przerywaj. Nadaj ton rozmowy, bo Ty będziesz się męczył słuchając wszystkich niuansów i on się zmęczy tłumacząc szczegół po szczególe niemalże przy okazji wykładając podręcznik do nauki języka programowania.

Gorycz wynikająca z tego, że klient wie lepiej co dla niego najlepsze

Przedziwna sprawa, ale bardzo często rodzi się w głowie myśl: „jak klient może wiedzieć co będzie dla niego najlepsze skoro nie ma pojęcia o doborze kolorystycznym i nie wie jakie trendy są popularne w ostatnich latach”. Ostatnio przygotowałem pewien element dla klienta na stronie z katalogiem produktów. Okazało się że on to widział inaczej, więc praca była do poprawki. Zacząłem więc realizować Jego wizję, jednak z braku szczegółów (wydaje mi się, że w tamtym momencie klient nie wiedział czego oczekuje) była to próba podejścia do tematu po omacku. Po dwóch próbach okazało się, że w dalszym ciągu to nie to. Przed trzecią próbą przesłał materiał na którym miałem się wzorować. Dostałem wskazówki spośród których niektóre wiedziałem, że nie będą dobrze wyglądać, a co do pozostałych to nie miałem zdania. Pojawiła się w mojej głowie pokusa aby zrobić to „po swojemu” i ładnie. Stwierdziłem jednak, że zależy mi na zadowoleniu klienta i zacząłem wdrażać Jego pomysł. Szybko się okazało, że nietrafiona wskazówka prezentowała się nieciekawie. Postanowiłem jednak przyłożyć się do drugiej propozycji co do której nie miałem pewności. Gdybym się nastawił negatywnie to wyszedłby koszmarek z którego zarówno ja jak i klient nie bylibyśmy zadowoleni. A tymczasem stworzyłem element, który idealnie pasował do witryny (wymagało to trochę gimnastyki z mojej strony ale po to byłem, żeby zmodyfikować nieznacznie wizję klienta) i otrzymałem wiadomość zwrotną „jest idealnie”. Warto było spojrzeć na problem klienta z dalszej perspektywy i bez uprzedzeń wykonać swoją pracę.

Rozmawiajmy

Klient nie jest dla nas, ale my dla klienta. Jeśli będziemy usiłowali rządzić w tej relacji to bardzo prawdopodobne, że wcześniej czy później zostaniemy ze swoim biznesem sami. Jeśli zaczniemy się nawzajem słuchać to projekty przez nas wykonane będą się podobać nie tylko naszym klientom. Warto spróbować!

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli dołączysz do mnie na Facebooku!

Kamil Lipiński – mąż i ojciec, przedsiębiorca, webdeveloper, bloger, człowiek, który ma wielką nadzieję na to, że można się czegoś sensownego o WordPressie dowiedzieć w 500 sekund. Wierzący (bynajmniej nie w technologię) geek.

Subscribe without commenting




Spelling error report

The following text will be sent to our editors: