Opinia o Philips BEARDTRIMMER Series 9000 Błąd STOP 0x0000007B (0xF78D2524, 0xC0000034, 0x00000000, 0x00000000) przy instalacji Windowsa XP


Hotel Magellan – opinie


28 sierpnia 2014, 09:02 | Skomentuj! | 11 827

Zgodnie z obietnicą daną w przedostatnim poście opiszę Wam miejsce w którym wypoczywaliśmy ostatni tydzień. Zależało nam na przytulnych pokojach, basenie w którym Filip mógłby się popluskać i spokojnej okolicy, którą moglibyśmy przemierzać pieszo i rowerami. Dostaliśmy tego, czego chcieliśmy.

Osobiście jechałem nad Zalew Sulejowski z nastawieniem: cokolwiek by się nie działo, będzie to na pewno lepszy odpoczynek aniżeli w blokowisku. Żona miała więcej obaw związanych z dzieckiem, autem i warunkami, na szczęście praktycznie nic nie było w stanie zepsuć nam wypoczynku. Podobało się nam bardzo i myślę że gdybyśmy mieli możliwość, wrócilibyśmy tam, już nie w końcówce sezonu ale wybierając lipcowe upalne dni.

Pokój i łazienka

Nieczęsto zdarza się nam zatrzymywać w hotelu, stąd nasze oczekiwania nie były specjalnie wygórowane. Zastaliśmy wystarczającej wielkości pokój bez balkonu. Taki w sam raz dla dwóch osób z małym dzieckiem. Oprócz łóżka, dwóch krzeseł i stolika, w naszym pokoju znalazło się biurko. Ja uznałem ten mebel za bezużyteczny, bowiem nie przyjechałem tu pracować ale wypoczywać. Kasia doceniła duże lustro przed biurkiem, tym bardziej że pod biurkiem wysuwała się szeroka szuflada na kosmetyki. Na stoliku czekały dwie butelki średniomineralizowanej Wysowianki, które w automagiczny sposób po powrocie ze śniadania napełniały się wodą mimo iż pozostawialiśmy je puste. Brakowało nam jedynie czajnika. Ten jest ponoć do wypożyczenia w recepcji, ale ponieważ nasz pokój był na drugim końcu sporego hotelu, dlatego skutecznie nas to zniechęciło do robienia sobie herbaty.

Łazienka wyglądała klasycznie. Kabina prysznicowa była utrzymana w dość dobrym stanie. Wentylator podsufitowy działał, ale piszczał niemiłosiernie, a że był połączony z włącznikiem światła, to nie dało się go wyłączyć. Na wyposażeniu łazienki tradycyjnie ręczniki, mydło w płynie i suszarka. Może i jesteśmy pedantyczni ale przy każdym otwarciu łazienki klamka skrzypiała jakby jej klimat nie służył, a z muszli klozetowej wydobywały się zapachy, które zmusiły nas do zakupu odświeżacza powietrza. Jeszcze wracając do skrzypiącej klamki – pewnie rozwiązałoby sprawę nie zamykanie łazienki ale chyba nie muszę tłumaczyć ewentualnych niespodzianek jakie mogłyby nas przy tej okazji spotkać przy małym dziecku? Piotr Żyła wie.

Panie sprzątające na ogół wywiązywały się ze swoich obowiązków, aczkolwiek przesuwając łóżka w poszukiwaniu zabawek natrafiłem na chipsy poprzednich gości. Dla jasności, to był wyjątek a w pokoju było naprawdę czysto. Filip sprawdził wszystkie kąty i potwierdza.

Restauracja

Restauracja była umiejscowiona w pobliżu recepcji, tak więc wyjście na śniadanie czy obiadokolację było wyprawą podczas której można było zgłodnieć, nawet jeśli podczas wyjścia głodnym się nie było. Po wejściu szwedzki stół (a raczej 2-3 stoły). Poranny posiłek urozmaicony: do wyboru były jajecznica, kiełbaski, jajka, chrupiące pieczywo, kilka rodzajów wędlin, sery, dżem, mleko i płatki więc każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Obiadokolacje zawsze dwudaniowe. Na ogół smaczne, choć zdarzył się podczas naszego 6-dniowego pobytu wyjątek.

Jedzenia zwykle wystarczało dla każdego jednak przychodząc na posiłek w ostatniej godzinie trzeba było się liczyć z tym, że zabraknie deseru albo na coś trzeba będzie dłużej czekać. Ostatniego dnia starsze panie rozmawiały na ten temat z kierownikiem restauracji. Trudno nie przyznać im racji, aczkolwiek myślę że problem dotyczy nie tylko pracowników kuchni, którzy nie przygotowali odpowiedniego zapasu, ale może nawet przede wszystkim gości, którzy nakładają sobie kilka porcji ciasta nie zwracając uwagi na innych. Obiecałem sobie że nie będę narzekał pisząc o pobycie więc ocenę sytuacji zostawiam Wam.

Okolica

Łysy trzęsie okolicą. Dojechaliśmy tylko do hotelu i przywitał nas wielki szyld: „Jachty u Łysego”. Poszliśmy nad wodę i znaleźliśmy „Bar u Łysego”, tuż obok portu „U Łysego”. Nieopodal były pokoje, domki holenderskie i pole namiotowe. Wszystko w garści trzymał Łysy. Brakowało tylko fryzjera „U Łysego”.

A tak na serio to w najbliższej okolicy oprócz portu i kawałka plaży nie ma specjalnie nic. Postanowiliśmy pewnego dnia wybrać się pieszo na spacer. Droga poprowadziła nas nad wodę i jako że nie chcieliśmy wracać inną trasą, szliśmy wzdłuż brzegu. Ponad 11 km przez piaski (z wózkiem). Endomondo świadkiem. Nie było łatwo ale mieliśmy satysfakcję z przebytego dystansu.

Na pewno warto wybrać się do Tomaszowa Mazowieckiego i zobaczyć krajobrazowy rezerwat przyrody „Niebieskie Źródła”. Są to trzy wywierzyska oddzielone od siebie wyspą. W każdym pulsuje obok siebie po kilkanaście źródeł. Niektóre z nich są w lesie, pozostałe są dostępne dla zwiedzających. Drgający piasek widziany przez taflę wody posiada niepowtarzalną barwę o różnych odcieniach, zależnie od warunków pogody i wysokości słońca. Co ciekawe, „Niebieskie Źródła” nie zamarzają zimą. W zależności od pory roku utrzymują temperaturę od 7,5 do 9 stopni. Woda wybija z wszystkich źródeł z prędkością 60-70 l/s.

Wracając zajechaliśmy do „Ośrodka Hodowli Żubrów”. Tego miejsca nie polecam. Na początku trzeba pokonać kilka kilometrów gruntową, pełną dołów, drogą. Po zostawieniu auta na parkingu okazuje się, że do ośrodka jest niecałe 3 km, które można przejechać bryczką albo pieszo. Po dotarciu na miejsce i opłaceniu wejściówki można wejść na teren (zadaszone podwyższenie) i oglądać z odległości 20-30 m. żubry. Ja wiem że gatunek wymierający, względy bezpieczeństwa itp. itd. ale to miejsce odstrasza zamiast zachęcić do ponownych odwiedzin. Nawet niech bilet rodzinny kosztuje dwa razy więcej, ale mogliby przygotować multimedialną  ekspozycję, materiały w przystępnej formie. QR, miejsce do wsadzenia głowy i zrobienia sobie żubro-selfie. Cokolwiek co turyści by pokochali. :)

Warto jadąc do Tomaszowa zatrzymać się na tamie łączącej Zalew Sulejowski z rzeką Pilicą. Jest zjawiskowo. Sami zobaczcie:

Tama na Zatoce Sulejowskiej

Basen i sauna

Jako że w cenie pobytu był basen i sauna, dlatego pierwszego dnia postanowiłem wybadać teren. Basen jest niewielki, część wydzielona na basen rekreacyjny również mała ale wystarczająca przy normalnym ruchu. Jacuzzi – sztuk jeden. Na basenie były dostępne piłki, pompowane koła i rękawki do pływania dla małych dzieci. Woda czyściutka, basen zadbany. Cud miód. Jedyna rzecz jakiej mi później zabrakło to fotelika dziecięcego (+ kilku zabawek) tak abym mógł zostawić na chwilę Filipa i komfortowo się przebrać, ale to na prawdę drobiazg. Z sauny skorzystałem tylko przez chwilę. Są dwie: sucha i parowa czyli standard na nowych, mniejszych basenach.

Pewnie domyślacie się co się dzieje na basenie i w poczekalni jeśli trafi się kiepska pogoda? No właśnie, kolejki są takie, że wizja oczekiwania na możliwość wejścia z małym brzdącem, który wszędzie chce pójść, wszystkiego dotknąć, każdego pozaczepiać nie była na tyle zachęcająca abyśmy z niej skorzystali.

Podsumowanie

Plusy:
  • Sympatyczna obsługa
  • Pomoc w każdej sytuacji (kiedy mieliśmy drobne problemy z autem w poszukiwanie mechanika zaangażował się właściciel hotelu)
  • Służba sprzątająca na wysokim poziomie
  • Atrakcje dla większych dzieci (filmy, popcorn, soczki)
  • Sala dla maluchów
  • Zabawki na każdym kroku (w piaskownicy i na basenie)
  • Bardzo dobre położenie przy organizowaniu ogólnopolskich spotkań
  • Mnogość atrakcji (sauna, basen, spa, park linowy, rowery, hamaki)
Minusy:
  • Niedogodności w łazience (klamka, wentylator, nieprzyjemny zapach)
  • Niekiedy brakowało jedzenia dla gości, którzy przyszli później do restauracji
  • Basen nieprzystosowany do większego ruchu
  • WiFi tylko w ośrodku (kilkanaście kroków za drzwiami już nie ma zasięgu)

Zdecydowanie warto przyjechać tu na wypoczynek. To idealne miejsce jeśli jesteście z Łodzi, Warszawy albo okolic i nie chcecie nigdzie dalej się wybierać. Oferta z wyżywieniem i dodatkowymi udogodnieniami była bardzo korzystna. Warto rozejrzeć się za zniżkami na Grouponie.

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli dołączysz do mnie na Facebooku!

Kamil Lipiński – mąż i ojciec, przedsiębiorca, webdeveloper, bloger, człowiek, który ma wielką nadzieję na to, że można się czegoś sensownego o WordPressie dowiedzieć w 500 sekund. Wierzący (bynajmniej nie w technologię) geek.

Subscribe without commenting




Spelling error report

The following text will be sent to our editors: