Moda na audiobloga? Obciach Melchiora


Internet – łączy czy dzieli?


23 stycznia 2014, 11:09 | 2 komentarze | 12 361

Jako entuzjasta nowych technologii powinienem autorytarnie uznać, że sieć zrewolucjonizowała nasz sposób komunikowania się i zbliżyła ludzi, szczególnie tych, którzy mieszkają setki kilometrów od siebie. Niby tak, chociaż jest jedno małe „ale”.

Po kiego krasnala

Czytałem niedawno książkę Setha Godina „Wszyscy jesteśmy dziwni. O micie masowości i końcu posłuszeństwa”. Na samym początku zwrócił moją uwagę brak tytułu na okładce. Przód książki przedstawia specyficznego brodatego mężczyznę w spiczastej czapce. Po kiego krasnala mówię Wam o tej książce? Ano dlatego, że stała się inspiracją do tego tekstu. Autor tej książki, popularny bloger i spełniony przedsiębiorca postawił śmiałą tezę, o której chcę Wam powiedzieć.

Świat produkcji masowej, fabryk  które wykonują produkty uniwersalne, skierowane do szerokiego grona konsumentów, odchodzą w niepamięć. Środki masowego rażenia nazywane też środkami społecznego przekazu mają problem z uwiarygodnieniem przed reklamodawcami swojego zasięgu, ponieważ każdy kwartał przynosi spadek widzów. Antidotum hamującym postępowanie tej choroby jest … dziwactwo.

Na uwiarygodnienie swojej tezy przedstawiał wykres obrazujący rozkład zachowań po 2010 roku. Dawniej „normalni” stanowili większość społeczeństwa, a teraz chociaż ciągle wiodą prym, to pojawiło się wiele grup, pasjonatów, plemion skupionych wokół jednostki, które odstają od normy. Powiedzmy wprost – grup dziwaków. Seth Godin wydaje się wpisywać do tej grupy, o czym świadczy już jego niekonwencjonalne podejście do okładki swojej książki. Bo kto normalny rezygnuje z tytułu na okładce książki, który zapamiętany sprawi, że książka będzie rozpoznawalna w szerszych kręgach. Chyba tylko ten, kto nie zamierza trawić do normalnej większości, a szuka jako odbiorców swojej publikacji tych „dziwnych”.

Globalny dostęp do internetu sprawił, że mamy większy wybór treści. Jesteśmy też coraz bardziej zamożni (ze względu na możliwość wyboru), a w związku z tym nie sięgamy po to co powszednie, ale po to, co jest dla nas osiągalne. Kiedyś w piekarni był tylko chleb. Obecnie mamy pieczywo z ziarnami, chleb orkiszowy, na zakwasie, eko, bułki z dynią, serem i dziesiątki innych możliwości. Dawniej świeża dostawa dorsza przypływała wraz z pierwszą łodzią rybacką, współcześnie zamiast do portu idziemy na sushi albo w ostateczności na dorsza w płatkach migdałowych podanego z frytkami i sałatką.

Wciąż bardziej obcy

Godin zwraca szczególną uwagę na powstawanie we współczesnym świecie plemion, które zabiegają o ludzi po to aby wzmocnić swoją społeczność, a być może także sprzedać społeczności produkt. Jeśli spojrzymy w ten sposób na rozwijający się internet, to chociaż plemiona jednoczą ze sobą ludzi, sprawiają że wewnątrz danej grupy ludzie są sobie bliżsi (ba, niejedna miłość zrodziła się właśnie w ramach zamkniętej, hermetycznej społeczności) to jednak patrząc na internet jako całość, wydaje się, że człowiek jest dalej od człowieka. Internet stał się produktem powszechnym i skracającym kontakt. Chociaż możemy porozmawiać z dowolną osobą, bariery terytorialne nie stanowią już żadnej przeszkody w komunikacji, to jednocześnie mnogość wyboru społeczności sprawia, że utożsamiając się z daną grupą możemy stać się intruzami w innej grupie. Z jednej strony się utożsamiamy ze społecznością, z drugiej stajemy się dla kogoś innego persona non grata.

Za przykład niech posłuży powstałe niedawno Stowarzyszenie Polskich Blogerów i Vlogerów. Niezadowolenie wielu internetowych twórców, obawy przed ograniczaniem swobód blogerów, którzy nie mają zamiaru się zrzeszać, przypuszczenia jakoby to wszystko było robione dla hajsu – to tylko niektóre wątpliwości z którymi członkowie SPBV musieli się zmierzyć. Ja osobiście cieszę się z powstałego Stowarzyszenia, ale mam też poczucie, że jego powstanie (chcąc, nie chcąc) podzieliło blogosferę. Nierozsądne byłoby rezygnowanie z tego typu inicjatyw ze względu na późniejszy hejt i podziały. Twórcy Stowarzyszenia pokazali, że są otwarci na dialog i krytykę. Myślę, że dzięki Stowarzyszeniu jest szansa na poważniejsze traktowanie blogosfery przez media tradycyjne. Wkrótce okaże się czy było to nowe otwarcie czy też kolejny sposób na dotarcie do reklamodawców.

Obym się mylił

Mnogość różnych dróg sprawia, że coraz ciężej nam się ze sobą porozumiewać. Z jednej strony przeglądając top listy Spotify różnych krajów natrafiamy na te same kawałki, więc bez względu na narodowość słuchamy tego samego. Muzyka, literatura, sztuka – mamy ciągle wiele wspólnych tematów. Z drugiej strony wybór jaki posiadamy jest największym wyborem od dziesięcioleci. Ponad 100 lat temu jedynymi językami obcymi jakich mogliśmy się uczyć (a właściwie przymusowo się uczyliśmy) były języki naszych zaborców. Dziś nie brakuje ludzi, którzy podejmują naukę hiszpańskiego, włoskiego, flamandzkiego, chińskiego czy nawet elfickiego (są podręczniki do nauki języka sindarin czy quenya stworzonych przez J.R.R Tolkiena na potrzeby rzeczywistości Śródziemia). Czy w XXI wieku mimo tak wielkiego wyboru i tak różnorodnych grup, wspólnot, stowarzyszeń, człowiekowi bliżej do człowieka? Czy internet faktycznie ułatwia dialog międzyludzki? Czy to ogólnoświatowe narzędzie prowadzi do spotkania, czy spotkanie zastępuje? Mam nadzieję, że internet na każdej linii będzie sprawiał, że człowiek będzie człowiekowi bliźnim. Obecnie czasami staje się wilkiem. Czy częściej niż przed epoką 2.0? Obawiam się, że tak. Obym się mylił.

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli dołączysz do mnie na Facebooku!

Kamil Lipiński – mąż i ojciec, przedsiębiorca, webdeveloper, bloger, człowiek, który ma wielką nadzieję na to, że można się czegoś sensownego o WordPressie dowiedzieć w 500 sekund. Wierzący (bynajmniej nie w technologię) geek.

Subscribe without commenting




Spelling error report

The following text will be sent to our editors: