Czy nową książką „króla blogerów” można palić w kominku? Czytasz blogi? Poznaj techniki porządkujące wpisy


Jakiś filmik, jakaś stronka … czyli słów kilka o profesjonalizmie


18 listopada 2013, 18:38 | 2 komentarze | 12 630

Mam znajomego. Ma na imię Mariusz. Od kiedy pamiętam wszyscy nazywali go Maniek. Ksywka przylgnęła do niego do tego stopnia, że po imieniu zwracała się do niego pewnie już tylko rodzina. Któregoś dnia powiedział: STOP. Zaskoczył mnie. Pozytywnie!

Ksywka Mariusza była przeszkodą w traktowaniu poważnie jego osoby. Jasne, że na poważne traktowanie składa się wiele czynników, w dużej mierze charakter, sposób komunikowania się z innymi, podejmowane tematy, jednak gdy te wszystkie cechy uda się mu zmienić, a nie odetnie się od swojej ksywki – wtedy pozostaje na przegranej pozycji. Mariusz zrozumiał to i postanowił podjąć konkretne kroki. Podczas rozmowy powiedział: „Chciałbym żebyś zwracał się do mnie po imieniu”. I to wystarczyło.

Umowa o dziełko czy zleconko?

Mierzi mnie, kiedy słyszę „słodkocukierkową” rozmowę podczas której rozmówca zdrabnia co drugie słowo. Jest jeszcze gorzej kiedy rozmowa dotyczy poważnych spraw, a słowa używane przy tej okazji przypominają konwersację dwóch gimnazjalistów (no i znów gimbazie się za darmo oberwało – sorry, ktoś musiał) którzy stawiają pierwsze kroki na drodze ku dorosłości. W takiej sytuacji mam ochotę zwrócić to, co radośnie wcina dojona przez murzyna żyrafa z reklamy Skittlesów.

Całe szczęście nie słyszałem jeszcze o kimś kto mówiłby o umowie (a czemu nie „umówce”) o dziełko. Zleconko jest już bardziej powszechne, a fakturka to słowo często używane potocznie, aczkolwiek zawsze spotkałem się z użyciem w gronie znajomych, którzy coś sobie zlecają. Na szczęście nigdy nie spotkałem się z tym słowem w sytuacji, kiedy poważna instytucja zgłasza się do firmy i pyta o możliwość wystawienia „fakturki”.

„Hejka cześć papa”

Niektórzy klienci traktują swoich kontrahentów w sposób bardzo swobodny. Kiedyś miałem klienta, który ilekroć do mnie telefonował, żegnał się słowami „hejka cześć papa”. Nasza relacja była oficjalna, zwracaliśmy się do siebie per Pan, ale pod koniec rozmowy klient pozwalał sobie na więcej luzu. I dobrze, nie ma co być cały czas poważnym.

Warto jednak rozróżnić pomiędzy zachowaniem zdrowego dystansu do siebie, a brakiem profesjonalizmu w nazywaniu wykonywanych usług. Wkurzam się jak słyszę że osoba pracująca przy obróbce wideo robi dla klienta „filmik”. Tak samo z projektantem witryn internetowych, który mówi o sobie, że wykonuje „stronki”. Przykładów możemy wymieniać dziesiątki: projekciki, fotki i wiele innych. Jeśli wykonujemy profesjonalnie swoją pracę, to pokażmy to odpowiednio tę pracę nazywając.

Jest źle, kiedy usługodawca mówi w ten sposób o oferowanym produkcie. Jeszcze gorzej jest kiedy klient zacznie używać tego samego języka. W taki właśnie na nasze własne życzenie klienci nazywają nas „ludźmi od stronek”, „robiącymi fotki”, czy blogerami, którzy „naskrobią wpisik” aby zrobić trochę szumu w internecie.

Drodzy współcześni rzemieślnicy! We wszystko czym się zajmujecie, angażujcie się w 100%. A jeśli robicie coś jak należy to pamiętajcie aby swoją pracę nazywać we właściwy sposób.

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli dołączysz do mnie na Facebooku!

Kamil Lipiński – mąż i ojciec, przedsiębiorca, webdeveloper, bloger, człowiek, który ma wielką nadzieję na to, że można się czegoś sensownego o WordPressie dowiedzieć w 500 sekund. Wierzący (bynajmniej nie w technologię) geek.

Subscribe without commenting




Spelling error report

The following text will be sent to our editors: