W życiu – jak w aucie – ważne są mądre decyzje i konsekwencja Jak zacząć kupować na AliExpress? – poradnik dla początkujących


Mentalność złodzieja


19 sierpnia 2017, 18:50 | 19 komentarzy | 29 775

Podczas zwiedzania Parku Miniatur w Krajnie, w trakcie odpoczynku w altance z dziećmi wyjąłem na chwilę telefon. Zrobiło się w międzyczasie małe zamieszanie i ruszając dalej zostawiłem mojego Xiaomi na ławce. Rozpoczęliśmy spacer do góry widząc w oddali piramidy, nieświadomi tego, że smartfon zmienił właściciela…

Zaczęło się od próby wrzucenia fotki na Instagrama

Na samej górze chcąc zrobić zdjęcie figury Chrystusa Odkupiciela z Rio de Janeiro  sięgnąłem do kieszeni plecaka. Zazwyczaj znajduję tam mój telefon ale natrafiłem na pustkę. Pomyślałem: „spokojnie, bez paniki”. Zdarza mi się odkładać smartfona w różne miejsca. Na pewno za chwilę się znajdzie.

Rozpocząłem więc przeszukiwanie całego plecaka, a tymczasem Kasia próbowała do mnie zadzwonić. Telefon był wyłączony, mimo że miał ponad połowę baterii. Szybko wydedukowałem, że są dwie możliwości. Albo zabrakło zasięgu akurat w tym momencie albo ktoś sobie ten telefon przywłaszczył i go wyłączył.

Po jednym porozumiewawczym spojrzeniu rozdzieliliśmy się. Kasia z chłopakami została na górze i pytała osoby docierające na szczyt czy nie znaleźli telefonu. Ja zbiegłem jak na złamanie karku do altanki, gdzie ostatnio go widziałem. W biegu obserwowałem uważnie co ludzie trzymają w dłoniach licząc, że ktoś niesie na górę moją zgubę. Miałem jednocześnie nadzieję, że nie znalazł jej ktoś, kto akurat wychodził z Parku Miniatur, bo wtedy szansa na odnalezienie będzie jeszcze mniejsza. Dobiegłem do altanki i zobaczyłem, że w środku jest pusto. Wyszedłem w tej sytuacji z parku pytając o telefon pracownika przy wejściu i w kasie. O niczym nie wiedzieli. Zostawiłem więc swój numer firmowy i zacząłem pytać napotkane osoby czy nie znaleźli przypadkiem smartfona. Powoli zaczynam tracić nadzieję.

Jestem w tym czasie w stałym kontakcie z Kasią. Mija pięć minut. Kolejne pięć. Kasia dzwoni:

– Znalazł się!
– Ufff…

Wielka ulga. Siadam pod parasolami i czekam. Nerwy puszczają. Dopiero teraz zaczynam czuć, że pod plecakiem mam całą koszulkę mokrą. Nie wiem czy bardziej ze stresu czy ze zmęczenia po zbieganiu ze szczytu Parku Miniatur.

Wdzięczność wymieszana ze złością

Okazało się, że telefon znalazła rodzina, która przyjechała do Krajna ze swoim 6-letnim synem. Gdy Kasia zapytała czy nie znaleźli przypadkiem telefonu matka wyjęła mój telefon spod bluzki. Okazało się że był ukryty za paskiem spodni. Jej mąż nie był z obrotu sprawy zadowolony, pewnie miał już plan aby znalezisko spieniężyć po powrocie z urlopu. Potwierdza te przypuszczenia fakt, że znaleziony telefon był wyłączony, aby próby kontaktu nie przeszkadzały w oglądaniu miniatur i aby nie rozbudziły sumienia.

Mam mieszane uczucia. Z jednej strony oddali nam zgubę, z drugiej jednak gdybyśmy nie zapytali o telefon, pewnie już byśmy go nigdy nie zobaczyli. Wyłączenie smartfona po jego znalezieniu to typowe działanie złodzieja, który wcale nie ma zamiaru go oddawać. Kolejnym jest wyjęcie i wyrzucenie karty SIM ale do tego się na szczęście nie zdążyli zrobić.

Znalezione, nie kradzione

Zdaję sobie z tego sprawę, że mogłem lepiej pilnować swojego telefonu. Pilnując swoich rzeczy osobistych mogłem uniknąć całej sytuacji. Z drugiej jednak strony czyjeś roztargnienie nie uprawnia do zachowania się jak złodziej. Odnoszę wrażenie, że zbyt łatwo wiele osób tłumaczy swoje nieetyczne zachowanie przysłowiem „znalezione, nie kradzione”. O ile w przypadku monety czy banknotu znalezienie właściciela jest praktycznie niemożliwe i wtedy potraktowanie znaleziska jako własności jest zasadne, tak w sytuacji, kiedy znajdujemy portfel z dokumentami albo telefon – mamy szereg sposobów na znalezienie właściciela. Od nas tylko zależy czy postąpimy właściwie czy będziemy zasłaniać się przysłowiem i zastosujemy mentalność złodzieja.

Na koniec chciałem Ci przypomnieć o wpisie sprzed dwóch lat. Oddaliśmy wtedy znalezionego w przebieralni iPhone’a. Pisałem po tym wydarzeniu, że dobro wraca. Wtedy w Krajnie wróciło, choć samo do końca nie było przekonane do powrotu.

Chociaż – biorąc pod uwagę to, co pisał w komentarzu do tamtego wpisu Bolek – dobro wraca albo… i nie wraca. W sumie nie ma to znaczenia, bo zachowujemy się właściwie nie po to żeby to do nas wróciło, ale dlatego, że tak należy. Po prostu.

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli dołączysz do mnie na Facebooku!

Kamil Lipiński – mąż i ojciec, przedsiębiorca, webdeveloper, bloger, człowiek, który ma wielką nadzieję na to, że można się czegoś sensownego o WordPressie dowiedzieć w 500 sekund. Wierzący (bynajmniej nie w technologię) geek.

Subscribe without commenting