Podejmowałem kilka prób biegania. Zawsze kończyło się zadyszką po 0,5 km. i rezygnacją na kolejne kilka miesięcy. Kiedy należałem do community warszawskiego Google Campus to z pozytywną zazdrością patrzyłem na ludzi, którzy regularnie biegają. Widziałem, że złapali bakcyla, chcą zadbać o swoje zdrowie, być częścią większej grupy biegaczy i mają przy tym sporo frajdy. Choć podziwiałem ich to nie podjąłem pierwszego kroku. Minęło kilka lat, aż w końcu coś się zmieniło.
Zapisałem się na moje pierwsze 5 km (dzięki Beata za podrzucenie pomysłu i wspólne treningi przed biegiem) i wypadało kilka razy zrobić piątkę, żeby nie było wstydu na biegu. Niedługo później dowiedziałem się, że limit czasu wynosi 40 minut – to dodatkowo mnie zmotywowało do regularnego biegania. Przecież nie chciałem być ostatni. Na pierwszy bieg udało się namówić także moich chłopaków dzięki czemu oni także pierwszy raz mogli spróbować sił w otwartych zawodach. Młodszy miał do pokonania 250 m. a starszy pół kilometra. Obaj poradzili sobie świetnie, mimo wywrotek i dużego wysiłku w trakcie. Mi zaś udało się wykręcić 27:55 – jak na początek całkiem niezły wynik.
Czemu biegasz?
Decyzja i aktywność
Choć TikTok z przymróżeniem oka wskazuje powód aktywności biegaczy to ja ciągle sobie zadaję pytanie „czemu biegam?”, „co mi to daje?”. Uwierzcie, podczas ostatniego XV Biegu Papieskiego, kiedy pierwszy raz wbiegłem pod górę (zazwyczaj biegałem po płaskim) i miałem w dalszej perspektywie kolejne 4 km, w sumie 3 okrążenia więc jeszcze dwa razy tą samą górkę do pokonania (przy większym zmęczeniu niż za pierwszym podejściem) zadawałem sobie to pytanie przy każdej możliwej okazji. Kilka razy miałem ochotę zrezygnować z biegu. Ponieważ jednak na mecie czekali na mnie na końcu trasy Kasia i chłopaki to mimo zmęczenia i złej kondycji tego dnia postanowiłem zrobić to, co wcześniej założyłem. To chyba pierwszy i podstawowy powód dla którego biegam. Na początku jest decyzja o treningu, a później za tą decyzją idzie aktywność. Bez decyzji nie byłoby aktywności, a sama aktywność nie poparta decyzją wystarczyłaby może na kilometr czy dwa, ale nie więcej. Zauważyłem także, że trenowanie woli pomaga w życiu zawodowym oraz w domu. Podejmowanie decyzji nigdy nie było dla mnie trudne, jednak potem wytrwałość by zrealizować to, co sobie założyłem jest wyzwaniem czasami nie do zrealizowania. Dowodem jest cmentarzysko porzuconych projektów. Ot taki urok osób, które mają 15 świetnych pomysłów na godzinę i tylko 24 godziny na dobę na ich realizację.
Znajomi
Bieganie samo w sobie jest nudne. Przemieszczanie się w podobnym tempie przez kilkadziesiąt minut to – umówmy się – nic nadzwyczaj ekscytującego. Może jeśli ktoś lubi biegać z samego rana, wtedy wschód słońca i budzące się z letargu miasto może uatrakcyjnić trening. Wieczorne bieganie jest osobiście dla mnie wyjątkowo mało ciekawą formą aktywności. Dlatego właśnie tak ważne jest mieć znajomych, którzy mają tak samo nierówno pod sufitem, mieszkają blisko i są chętni na trening. Towarzystwo podczas biegu może sprawić, że czas zleci szybko i sam trening będzie wypełniony ciekawą rozmową (o ile biegając masz siłę rozmawiać). Wzajemna motywacja, umawianie się na treningi dodatkowo pomaga w utrzymaniu regularności.
Biegacze z osiedla
Jeśli nie masz w najbliższym otoczeniu nikogo, kto biega, wtedy możesz dołączyć do inicjatywy parkrun. Założenie jest takie, że w każdą sobotę o 9 rano każdy kto chce dołącza do biegu na 5 km. Rzecz jasna mierzony jest czas, są wspólne zdjęcia i późniejsze podsumowanie najlepszych biegaczy i pobijania osobistych rekordów. Każdy biegnie w swoim tempie, grupa biegaczy jest mniejsza i być może dzięki temu bardzo zżyta i otwarta na nowe osoby. Póki co idei parkrun przyglądam się z pewnego dystansu ale przypuszczam, że wcześniej czy później pojawię się tam, choćby jako wolontariusz, a może od razu jako uczestnik.
Pokonywanie własnych barier
Tak jak wspominałem wcześniej, bieganie jest nudne. Kiedy człowiek robi tą samą czynność przez dłuższy czas i nic szczególnego się nie dzieje, wtedy jego uwaga przestaje się kierować na to, co wokół niego i zaczyna zwracać większą uwagę na to, co dzieje się z nim samym. To spojrzenie wgłąb siebie, na swoją wydolność, zmiany tętna przy wysiłku, ilość spalonych kalorii, możliwości utrzymania tempa na dłuższym dystansie czy pułap tlenowy – jest szczególnie ciekawym zestawem informacji pokazujących jakie są Twoje możliwości. Rzecz jasna w zbieraniu i porównywaniu danych pomaga nam smartwatch lub telefon, który na bieg zabraliśmy.
Waga i odzyskanie większej kontroli
Nie jest żadną tajemnicą, że czas pandemii i mniejszej aktywności ruchowej sprawił, że przybyło mi kilka nadprogramowych kilogramów i zacząłem się źle czuć ze sobą samym. W dodatku dokuczający coraz bardziej kręgosłup (od pracy przy komputerze oraz braku ruchu) nie dawał o sobie zapomnieć. Doszło do tego, że musiałem robić sobie dłuższe przerwy w pracy, bo nie dało się tego bólu wytrzymać. We wrześniu zeszłego roku zapisałem się na siłownię i zacząłem krok po kroku brać sprawy w swoje ręce. Waga stopniowo zaczęła spadać, a ćwiczenia wzmacniające mięśnie pleców sprawiły, że ból pojawiał się coraz rzadziej. Do tego doszło od kilku miesięcy bieganie, które poprawia nie tylko zdrowie fizyczne, ale też pomaga w dobry sposób zmęczyć się po intensywnym dniu w pracy.
Czy ktoś Cię goni?
Tak. Goni mnie szereg obowiązków w pracy, które zamiast zmniejszania piętrzą się i urastają ciężarów, których nie da się już dźwigać. Goni mnie inflacja, która wyciąga z mojego portfela coraz więcej złotówek. Gonią mnie obowiązki w domu, których zawsze jest za dużo. Goni mnie oczekiwanie, że będę najlepszym mężem, rodzicem, pracownikiem. Gonią mnie powiadomienia w social media, które odrywają od tego co aktualnie robię i nie pozwalają skończyć rozpoczętych zadań. Gonią mnie w końcu także moje myśli, że ciągle nie domagam w każdej z powyższych sfer.
Bieganie pozwala odetchnąć od wszystkiego tego, co mnie próbuje dogonić. Wystarczy, że pobiegnę w inną stronę i zgubię pościg oczekiwań, zobowiązań i problemów. Nie uciekam – po kilku kwadransach wracam do tego wszystkiego, podciągam rękawy i zabieram się za robotę. Biegam, żeby mieć siłę zająć się wszystkim, co na mnie za chwilę czeka. Biegam, żeby mieć zdrowy dystans do wszystkich spraw. Biegam, żeby zrobić miejsce w głowie na to wszystko, co za chwilę się do niej wleje.
Co dalej?
Mam świadomość tego, że jestem dopiero na początku drogi. Niektórzy szykują się do półmaraton czy maraton, a ja robię piątkę za piątką. Zachęcany do zrobienia pierwszy raz 10 km mam poczucie bariery, której w tym momencie jeszcze nie jestem gotów pokonać.
To też jest w bieganiu świetnie. Każdy jest na innym etapie, wspina się stopień wyżej wtedy, gdy jest na to gotowy. Stopniowo budujemy swoją kondycję, zwiększamy zasięg, pokonujemy własne bariery. Wyrobione kilometry zostaną z nami na dłużej. Ważne jest to, żeby być wytrwałym i nie poddać się po pierwszym 0,5 km – tak jak jak przed laty.