Pomagaj nawet kiedy wszystko się sypie + konkurs Jak dobrze znasz polską blogosferę? – quiz


Recenzja „Ateizmu urojonego” Sławomira Zatwardnickiego


07 grudnia 2013, 23:07 | 9 komentarzy | 19 935

Dwa tygodnie temu w skrzynce znalazłem przesyłkę z książką „Ateizm urojony”. Kiedy zacząłem ją czytać, uświadomiłem sobie, że to nie jest przypadek, że dotarła właśnie do mnie. Jak mówią w niektórych środowiskach: przypadki są tylko w gramatyce.

Ateizm współczesny czyli jak wygrać z wymyślonym przeciwnikiem

Kiedyś dużo czasu poświęcałem na rozmowy z osobami niewierzącymi. Postanowiłem któregoś razu sprawdzić jak rozumieją niektóre podstawowe dla katolików pojęcia. Poprosiłem aby na chwilę weszli w naszą skórę i napisali kim jest dla katolików: Bóg, grzech, Jezus Chrystus, zbawienie, Kościół, Słowo Boże, modlitwa, Sakramenty Święte i wiara. Na część z pytań odpowiedzieli katechizmowo (na to liczyłem), jednak szczególnie w przypadku rozumienia Jezusa, grzechu, Kościoła i wiary nie potrafili sobie poradzić z poprawną odpowiedzią. Zamiast tego zobaczyłem pokrzywiony obraz Syna Bożego, problemów z życiem w jedności z Bogiem, wspólnoty wierzących czy łaski którą otrzymują wierzący, a jednocześnie decyzji która wynika z osobistego spotkania z Bogiem. Ten sprawdzian utwierdził mnie w przekonaniu, że część ateistów (nie wszyscy) posiadają swój własny obraz Pana Boga, w którego wierzyć się nie da. Dlatego go odrzucają.

Po co to przywołuję przy tej okazji? Otóż autor książki „Ateizm urojony” ma bardzo podobne spostrzeżenia. Przeczytajcie:

Bo w gruncie rzeczy chodzi o to, żeby przede wszystkim pozwolić Bogu być sobą – nawet jeśli nie istnieje (jakkolwiek paradoksalnie to brzmi), i nawet jeśli miałoby to służyć tylko temu celowi, żeby walczyć z takim rzeczywistym Bogiem zamiast z ustawionym bożkiem. Na przykład „Dawkins wygrywa walkę z przeciwnikiem, którego sam sobie wymyślił. Nie jest to zbyt trudne ani nie wymaga wielkiej sprawności intelektualnej” Historia zatacza więc koło i znowu chrześcijanie są tymi, którzy bronią rozumu, tyle że kiedyś obronili go przed mitologicznymi wierzeniami, a dziś odpierają niewiarę zbyt przypominającą wiarę niepoddaną refleksji, by można ją było nazwać ateizmem.

Bóg ma poczucie humoru

Sławomir Zatwardnicki już w tytule swojej książki nawiązuje do książki Richarda Dawkinsa „Bóg urojony”. Jego polemika nie dotyczy jednak tylko najsłynniejszej książki Dawkinsa (czy może wszystkich publikacji brytyjskiego zoologa) ale także pozycji książkowych Christophera Hitchensa. Jeden z lewicowych agnostyków dla wygody opisywania zjawiska ateizmu postanowił połączyć oba nazwiska i wymyślił nazwę: „Ditchkins”. W książce Zatwardnickiego w opisach barbarzyńskiego „nowego ateizmu” znajdziemy zlepek imion „Rychu-Krzychu” albo w przypadku przekraczania przez tych autorów granicy śmieszności formę zdrobniałą: „Rysio-Krzysio”. Tego typu smaczków w książce jest znacznie więcej.

Autor chce w ten sposób przekonać nas o tym, że śmiertelnie czy raczej życiowo ważny spór między wierzącymi a niewierzącymi w sprawie istnienia czy nieistnienia Boga nie wymaga wcale śmiertelnej powagi ze strony spierających się. W każdym razie nie wypada chrześcijanom nie naśladować Boga niepozbawionego przecież humoru!

Przymus nawracania ateistów?

Autor „Ateizmu urojonego” odpowiedział na pytanie, które stawiałem sobie od kilku lat. Jak to jest z nawracaniem ateistów? Było dla mnie oczywiste, że nie można niczego robić wbrew drugiemu człowiekowi. Chociaż chciałbym, żeby Dobra Nowina dotarła i była przyjęta przez każdego, to jednak liczę się z tym, że skoro Bóg szanuje wolność człowieka, to i ja powinienem ją szanować. Tym bardziej, że Bóg radzi sobie świetnie ze zbawieniem człowieka bez naszej (katolików) pomocy. Tylko jak to się ma do misyjnego nakazu Jezusa? Czy każdy katolik nie jest posłany do świata aby głosić Ewangelię? Jest! Nie miałem wątpliwości, że jest posłany także do tych, którzy mogą go nie chcieć słuchać. Brakowało mi tylko przedstawienia odpowiednich proporcji. Zatwardnicki przypomniał, że specyfiką chrześcijanina jest życie w Bogu, obecność w świecie we wspólnocie wierzących, a dopiero w drugiej kolejności działanie. Oczywiście nie zmienia to naszej sytuacji – jesteśmy odpowiedzialni za drugiego człowieka, także tego który staje na naszej drodze, a który Boga nie poznał. Siłą nawracać nie musimy, ale też nie możemy milczeć, bo „kamienie krzyczeć będą”.

Jeśli zdamy sobie sprawę z tych wielkich planów (dotyczących przebóstwienia człowieka), oprzytomniejemy, przetrzemy oczy – ze zdziwienia i w odrzuceniu resztek sennych majaków. I zrozumiemy, że pozostawić niewierzących w ich śnie oznacza pozbawić ich tej niesamowitej przyszłości; a może w ogóle ograbić ich z przyszłości. Bo można pójść dalej i zadać sobie pytanie: czy wolno człowiekowi nie skorzystać z tak wielkiego powołania? Czy człowiekiem w pełni nie staje się człowiek, poddając się przebóstwieniu?

Służba prawdzie

Książka Sławomira Zatwardnickiego w większej części porusza temat agresywnego ateizmu, który współcześnie ma coraz więcej przestrzeni w których może się wypowiadać. Jednocześnie autor zauważa, że ateizm „w wersji soft” jest obecny w szkołach, uniwersytetach i zakładach pracy. Mówienie publicznie o Bogu, Jezusie, Sakramentach odbierane jest, łagodnie mówiąc, jako nietakt. Tego typu podejście do tematu wiary nie zwalnia nas z troski o prawdziwe postrzeganie rzeczywistości. Przykład? Proszę bardzo. Autor z jednej strony mocno krytykuje ateistów-scjentystów, którzy usiłują na bazie uprzednich założeń o poznaniu ograniczonym jedynie do naukowego nie są w stanie przyjąć możliwości, że inni ludzie nie redukują poszukiwania prawdy do tego, co się dla zbadać, i nie oznacza to dla nich zawieszenia rozumu; owszem, są przekonani, że postępują racjonalnie. Z drugiej zaś broni ich przed niesłusznymi oskarżeniami, jakoby człowiek bez Boga upodabniał się do zwierzęcia.

Zacząłem tekst od tego, że nie ma przypadków. Wierzcie lub nie, ale przed otrzymaniem „Ateizmu urojonego” zakupiłem w księgarni inną książkę tego samego autora. Nie miałem czasu jej przeczytać (w międzyczasie dostałem recenzencki egzemplarz z Wydawnictwa M) i choć zapowiada się bardzo obiecująco to nie będę jej Wam nieprzeczytanej rekomendował. Zamiast tego mogę polecić „Ateizm urojony”. Miejscami trudniejszy język w pełni zrekompensują przyprawione szczyptą dowcipu odpowiedzi. Jeśli szukacie chrześcijańskiej odpowiedzi na negację Boga to trafiliście na dobrą książkę. Nawet jeśli nie prowadzicie słownych potyczek z ateistami, to książka pomoże Wam odnaleźć się w świecie, w którym niewierzących nie brakuje.

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli dołączysz do mnie na Facebooku!

Kamil Lipiński – mąż i ojciec, przedsiębiorca, webdeveloper, bloger, człowiek, który ma wielką nadzieję na to, że można się czegoś sensownego o WordPressie dowiedzieć w 500 sekund. Wierzący (bynajmniej nie w technologię) geek.

Subscribe without commenting




Spelling error report

The following text will be sent to our editors: