Historia, którą być może za chwilę przeczytacie będzie opowiadać o nieustraszonej walce o dobra materialne ze złem nieustępliwej ustawy, pustce dnia kolejnego i iskierki nadziei na nadejście poniedziałkowej „normalności”. Życie pisze najlepsze scenariusze, więc jutro się okaże jak ten dzień będzie wyglądał. Mam nadzieję że spędzimy niedzielę w gronie rodziny i znajomych, a także korzystając z coraz lepszej pogody wyjdziemy do parku. Tymczasem…
Niedziela
godz. 6.00 – miasto powoli budzi się z letargu, nikt nie spodziewa się zbliżającej tragedii.
godz. 6.30 – katolicy, którzy przyszli na pierwszą Mszę Świętą zauważyli, że ksiądz stoi przed ołtarzem w różowym ornacie. Wielu z nich pomyślało: „Aha, sklepy zamknęli to Kościół stał się bardziej krzykliwy, aby przyciągnąć do siebie wiernych”.
godz. 8.00 – pierwsi klienci pojawiają się pod IKEA licząc na pożywne śniadanie. Zamknięta na cztery spusty szwedzka świątynia konsumpcji nie wróżyła niczego dobrego. Kiedy nasz reporter opuszczał parking zgromadzeni zaczęli skandować do pustych murów „oddajcie nam klopsiki”.
godz. 9.15 – przed chwilą na przystanku wywiązała się bardzo ciekawa rozmowa między oburzonym mężczyzną w podartych spodniach a młodą zadbaną kobietą. Mężczyzna narzekał, że opresyjne państwo nie pozwala mu kupić drugiej pary. Kobieta przytakiwała tłumacząc, że wie co czuje jej rozmówca. W końcu sama przyjechała na otwarcie, aby kupić amarantowy opalizujący lakier do paznokci, którego akurat jej zabrakło o poranku. Mężczyzna polecił akryl półmat bezbarwny, bo w jego przypadku się sprawdził. Jak się okazało Castorama również była zamknięta.
godz. 10.00 – wszystkie stacje radiowe jednym głosem proponują odpocząć i wyjść na spacer. Wielu obywateli nie może znieść tego, że ktoś nie tylko reguluje kwestie niedzielnych zakupów, ale dodatkowo mówi im, co mają robić. W ramach ogólnonarodowego protestu zorganizowano spontaniczny przemarsz po wszystkich większych ulicach w każdym polskim mieście. W trakcie przemarszu zorientowano się, że w sumie wyszedł z tego porządny spacer. Wkurzenie protestujących sięgnęło zenitu.
godz. 11.30 – w telewizji zaproszeni specjaliści już od kilku godzin wymyślają coraz to nowe życiowe przykłady potwierdzające z góry założoną tezę, że niedziela wolna od handlu to głupota. W sumie nie trzeba ich specjalnie przekonywać do tego, aby opowiadali o problemie głodu skoro program trwa od 7, a oni przyszli do studia o suchym pysku i nie poczęstowano ich śniadaniem.
godz. 12.00 – Kościół zabrał głos w dyskusji na temat zamkniętych sklepów. W wielu Polskich kościołach na znak solidarności z protestującymi – jak myślano powszechnie – w samo południe zabiły dzwony.
godz. 14.00 – do stacji Warszawa Wschodnia dojechały ze 180-minutowym opóźnieniem pociągi z pobliskich miast i miasteczek. Wszyscy pasażerowie wysiadali w stolicy z nadzieją zrobienia zakupów w jedynych otwartych tego dnia Biedronkach. Szybko okazało się, że terminale tego dnia przestały działać i kolejki dotychczas kończące się przed wejściem do sklepu zaczęły docierać do ul. Targowej – wyjątkowo dziś nietargowej.
godz. 14.30 – w ramach samopomocy sąsiedzkiej ludzie dzielą się ze sobą racjami żywnościowymi i zapraszają się wspólnie na obiad. Takiej solidarności w narodzie nie było od czasów „sąsiadko, a ma sąsiadka pożyczyć szklankę cukru”.
godz. 15.00 – powołano Oddolny Ruch Wymiany Dóbr w serwisach społecznościowych. Instagram zasypały zdjęcia kotletów schabowych, a hashtag #ziemniakizamieso zyskał niespodziewanie na popularności.
godz. 16.00 – przed radomskim lotniskiem ustawiła się grupa młodych ludzi z walizkami i transparentem „Pier** taką niedzielę. Lecę do Niemiec”. Szybko okazało się, że to happening młodzieży z jednej partii politycznej, która nie sprawdziła, czy faktycznie ma po co lecieć na zakupy do naszych zachodnich sąsiadów.
godz. 17.00 – specjalnie dla Państwa sprawdziliśmy – sklep on-line Wojciecha Cejrowskiego również nie został otwarty w niedzielę.
godz. 18.00 – Panorama poinformowała o dużej awarii serwerów w związku ze wzmożonym ruchem na stronach sklepów spożywczych on-line. Tym, którym udało się przejść do finalizacji koszyka zakupowego, wyłączono możliwość szybkich płatności. Pozostała płatność tradycyjnym przelewem lub przekazem pocztowym.
godz. 19.30 – Wiadomości zostały przerwane, aby transmitować orędzie Prezydenta, który zapewniał rodaków, że zamknięcie sklepów nie jest wynikiem wprowadzenia stanu wojennego, a jutro w sklepach będzie można kupić coś więcej niż sam ocet.
godz. 21.00 – W centrum handlowym w Bydgoszczy doszło do incydentu. Grupa mężczyzn rozbiła namioty przed Tesco 24h oczekując na otwarcie po północy. Dla zabicia czasu rozpoczęli wyścigi w sklepowych wózkach. Dwóch mężczyzn z urazami głowy trafiło do szpitala.
Widziałeś coś niepokojącego? Zgłoś to do nas!
Jesteśmy pewni, że niektóre fakty mogły nam umknąć, stąd mamy do Was wielką prośbę. Jeśli byliście świadkami niecodziennych zdarzeń jakie miały miejsce w niedzielę – prosimy o pozostawienie stosownej informacji w komentarzu. Najciekawsze wydarzenia włączymy do powyższej relacji.
:) Jutro faktycznie może być masakra, jak ludzie udadzą się do zamkniętych sklepów. Nam na szczęście uda się przeżyć bez nowych zapasów do poniedziałku :))
Ja też jestem gotowy na jutro. W sklepach nie było wcale tłoczno. Ludzi tyle co w każdą inną sobotę, za to kasjerów więcej więc bez kolejek.
Swoją drogą w tylu miejscach można usłyszeć o zamknięciu sklepów, że bym się zdziwił gdyby ktoś jutro faktycznie chciał zrobić zakupy w hipermarkecie. :)
Dla mnie będzię to niedziela niemal taka jak zwykle. Od wielkiego dzwonu w niedzielę robiłam jakiekolwiek zakupy. Mam mieszane uczucia co do wprowadzania ustawowo takich uregulowań, kiedy jeszcze jako społeczeństwo nie nasyciliśmy się dobrami konsumpcyjnymi, ale może jednak wyjdzie to wszystkim na plus? Czas pokaże. Ps. Fragment o lakierze mnie rozbawił maksymalnie :)
Wydaje mi się, że jest trochę osób, które niezbyt chcą robić zakupy w niedzielę ale brakuje im motywacji do tego aby mimo wszystko inaczej spędzić ten czas. Oprócz tego jest grupa osób, która nie chce pracować w niedzielę ale nie ma wyjścia. Jeśli takich grup jest więcej to taka ustawa ma sens.
Wiesz…. nigdy nie zadowoli się każdego i wszystkich… tak to już jest. Mi się wydaje, że warto spróbować inaczej organizować sobie czas niż wędrując po handlowej galerii. Z drugie strony rozumiem np. studentów, którzy sobie w soboty i niedziele dorabiali. Coś trzeba wybrać. Na razie jest jak jest. Z zainteresowaniem będę śledzić jak to się wszystko dalej potoczy i czy z pomocą prawa zmieni się w pewien sposób nasza polska mentalność.
Zamknięcie sklepu nie będzie dla nikogo motywacją do nierobienia zakupów, tylko brakiem możliwości ich zrobienia. Nie muszą mi zamykać sklepów, bym w danym dniu nie szła do nich. Po prostu nie robiłam ich w tym dniu, bo nie chciałam. Bo ja w ogóle nie lubię robienia zakupów. :P
Zaś argument, że jest grupa osób, która nie che pracować w niedzielę a nie ma wyjścia, jest dla mnie żadnym argumentem. Wybierając dana prace, składając CV do firmy, a priori znamy godziny pracy tejże i się na nie zgadzamy, skoro aplikujemy tam. Wyjście jest zawsze… poszukać innej pracy, zmienić kwalifikacje, nauczyć się innego zawodu.
W kwestii zmiany pracy masz dużo racji. Zaś jeśli chodzi o motywację o której pisałem to utrudnienie w robieniu zakupów (słowem klucz jest utrudnienie, bo w tym przypadku nie jest to uniemożliwienie ich robienia) może zmotywować kogoś do rezygnacji z zakupów tego dnia.
Wiesz… we mnie to budzi jednak wewnętrzny bunt, że dorosłym ludziom robi się „szlabany” i „utrudnienia”, by wpłynąć na ich postępowanie. A chyba jeszcze większy bunt wzbudza we mnie tak naprawdę światopoglądowe pobudki a nie np. ekonomiczne ( argumentacja typu”bo to jest dzień dla Boga i rodziny”). Jednak trochę mnie – nie chcę urazić słowem – śmieszy, gdy ludzie przyklaskują temu pomysłowi zakazu handlu, pisząc jednocześnie ” wreszcie będę mógł odpocząć, pozałatwiać sprawy w tygodniu a w niedzielę poświęcić czas rodzinie”. Heloł! Jesteście już dużymi chłopcami i dziewczynkami – mogliście tak zawsze robić! Wasze decyzje nie muszą zależeć od czyichś zakazów i nakazów. Zwłaszcza polityków. ;) Mnie ta ustawa nie zmieniła życia, nie mam problemu, czy nie umrę w niedzielę z głodu, ani tego, jak spędzić czas bez marketu :) Nadal ją spędzam jak chcę – często pracując :P
Jasne, że każdy decyduje za siebie, jednak funkcjonujące prawo pomaga nam lub utrudnia podejmowanie codziennych życiowych decyzji. W tym przypadku (skoro często pracujesz w niedziele) być może Tobie utrudnia i dlatego wydaje mi się, że w pewnym stopniu rozumiem Twój wewnętrzny bunt. Z kolei ja mam taką sytuację, że mógłbym pracować codziennie, w sobotę i niedzielę również. Nie robię tego (poza niektórymi sobotami kiedy się zwyczajnie nie da inaczej), bo chcę spędzić czas z moją żoną i dziećmi. W dodatku, chcę dać trochę oddechu mojej żonie, która opiekując się dziećmi i dbając o dom w czasie kiedy pracuję nie ma czasu dla siebie. Obserwowałem wczoraj ludzi spacerujących po parku i zastanawiałem się na ile te masowe spacery są spowodowane ładną pogodę, a na ile wolną niedzielą. Myślę że jedno i drugie po trochu sprawiło, że wiele osób, które być może z nudów pojechałyby do galerii handlowej wyszło na świeże powietrze. Czy ten „szlaban” i „utrudnienie” wpłynął na ich postępowanie? Niewątpliwie. Czy to źle? Moim zdaniem – nie.
Ale ja w niedzielę pracuję, bo lubię i chcę. Prowadzę własną działalność i to w domu. Sobota jest naszym dniem rodzinnym i popołudnia w tygodniu;) Mój mąż zresztą, też zajmuje się dziećmi w tygodniu i w weekendu, bo nie jesteśmy dla siebie tylko w niedzielę ;)
No to po prostu macie inny układ. U nas ja prowadzę działalność i zarabiam na rodzinę, a żona więcej czasu poświęca dzieciom i domowi. Po moim powrocie z pracy i weekendami sytuacja się zmienia ale niedziela (i sobotą) jest takim spokojnym dniem, kiedy możemy sobie z synami pozwolić na układanie puzzli, budowanie bazy w domu i beztroską zabawę. W tygodniu jak wracam do domu to już jest taka pora, że kilka zdań zamienimy, zrobimy jakieś drobne zakupy i już się robi wieczór.
No widzisz. My oboje pracujemy, z tym że Mąż często późno, ale i dzieci mamy starsze, więc ta opieka już obecnie jest inna.
Kliknęło się mi za szybko. Do czego zmierzam. Zarówno Tobie jak i mnie nie potrzeba zakazów, by wiedzieć, że rodzina jest dla nas najważniejsza i musimy ( chcemy) poświęcać jej czas, kiedy to tylko możliwe. A przy tym mieć też czas dla siebie – ale to już inna sprawa. W każdym razie, pozwolę sobie na śmiałą tezę, że ci, którzy naprawdę chcą spędzać ze sobą rodzinnie czas, będą to robili bez względu na to, jakie dni będą handlowe. Ci, którzy tej potrzeby nie mają, albo nie czują, albo… nie umieją spędzać wspólnie czas – nie docenią tej „wspólnej niedzieli”. Podejrzewam, że będą szukać innych rozrywek. Bo tu chodzi o jakość tych chwil a nie ilość ;) Można być razem ale obok siebie ;)
Wydaje mi się mimo wszystko, że jest trochę rodzin, które potrzebują pomocy przy organizacji czasu, bo im się weekend „rozłazi”. Przymus nie jest nigdy najlepszą formą ale z drugiej strony pozostawienie szeregu możliwości na spędzenie wolnego czasu wcale nie jest wyjściem idealnym, bo tam gdzie setki rozwiązań tam są też rozwiązania zwyczajnie kiepskie. Przykładem niech będzie pozostawienie dziecka z bajkami na cały dzień aby mieć je z głowy na niedzielę. Jedna z opcji ale jednak czujemy, że nienajlepsza.
Żeby nie było tak różowo – oprócz rodzin, które wyszły z dziećmi na spacer widziałem również kilku panów, którzy po małpce lub trzech zagłuszali spokój na osiedlu wydzierając się na całe gardło. Oni też dokonali wyboru tej niedzieli.
Podejrzewam, że ci panowie z małpkami to już dawno dokonali wyboru co do spędzania niedzieli ;) Inie tylko tego dnia. Wracając jednak do rodzin potrzebujących. Ale one są w takiej sytuacji, bo sami do tego doszli, czy to spostrzeżenie z zewnątrz? Jeżeli to drugie, to z góry możemy założyć porażkę, ponieważ to ludzie sami muszą chcieć dokonywać zmian, sami muszą zauważyć, że coś jest nie tak. Jeśli zatem zamierzeniem polityków było zacieśnić stosunki rodzinne, to wg mnie powinna być jakaś alternatywa. coś,co zachęci, pokusi. Swego czasu mieszkałam przy granicy franc.-szwajc. W Szwajcarii jeżeli pracownicy o coś postulowali to o … wolne dni a nie podwyżkę. Dlaczego? bo tyle zarabiali, że nie potrzebowali więcej, a nie mieli kiedy wydawać te pieniądze. wolna od handlu niedziela w tamtym regionie ( z małymi wyjątkami) dawała szeroki wachlarz różnych atrakcji od darmowych po płatne za śmieszne kwoty. Śmieszne dla obywateli, bo bez wyrzeczeń. Jak wygląda to w Pl? Np. wyjście do wrocławskiego zoo rodziną to 150 zł za same bilety wstępu ( rodzinny). dodaj do tego jakieś pamiątki, coś do jedzenia, picia… Mozesz przyjść ze swoim prowiantem. Niemniej jednak tak 200 zł lekką ręką idzie. Kino. Stówka idzie na bilety. Jak widzę, większość wchodzi z popcornem i colą. Patrzyłam kiedyś na ceny. zestaw był droższy od biletu. 200 zł znowu idzie. Byliśmy w Hydropolis ostatnio. 90 zł + pamiątki ( udało się odwieźć młodych)+ deser. Jak jest ładna pogoda, to ludzie pójdą do parku. ale w kiepską? Włączą tiwi albo siądą przed kompem, bo nie stać ich będzie na co tygodniowe atrakcje. I tyle… Ja nalezę chyba do tych szczęściarzy, którzy nigdy nie ekscytowali się chodzeniem po sklepach i traktowaniem tego jako pomysłu na rozrywkę. I pewnie nie będzie zbiorowych śmierci głodowych w niedzielę ;) Ale ciekawa jestem, jak to się rozwinie. Czy pomysł pozostanie, czy rząd zmieni zdanie jak na Węgrzech…
10.00 strasznie mnie rozbawiła :D
A co to za problem podjechaci do orlenu 24 godzinegoo? Czy ktoś zdaje sobie sprawy że zakaz chandlu nie obowiązuje stacji paliw?
Na stacji paliw nie ma mebli z IKEA. ;)
A tak na serio – to żaden problem. Problem jest głowach tych, którzy sądzą, że tych 24 godzin bez sklepów wielkopowierzchniowych nie przeżyjemy :D
Rozbrajający tekst, ubawiłam się :D
A tak zupełnie na poważnie, nie rozumiem narodowego podekscytowania tym tematem, to JEDEN dzień w tygodniu bez zakupów!
Nawet nie jeden w tygodniu, bo sklepy będą zamknięte co drugą niedzielę.
Świetny tekst, uśmiałam się :-) Dla mnie zamknięte sklepy to akurat nie problem :-)
Wczoraj z racji poniedziałkowego remontu musiałam podopinać kupno materiałów itp, przy okazji zajrzałam do hipermarketu spodziewając się tłumów, a było tak samo jak zwykle. Nie zauważyłam niczego szczególnego. Co więcej byłam nawet w ikei gdzie było mniej ludzi niż zazwyczaj. Już tak nie demonizujmy ludzi…
Apokalipsa nadciąga :D Uśmiałam się troche. Gorzko-słodki śmiech…
Przyzwyczaimy się :) Ale póki co trzeba przywyknąć do tłumów w sklepach w sobotę :)
Wydaje mi się, że wiele zależy od przygotowania sklepu. W sobotę byłem w centrum handlowym oraz hipermarkecie. Na sklepie ludzi podobnie, może trochę więcej. Za to kasjerek było tyle, że nie musiałem czekać na swoją kolejkę nie dłużej niż kilka minut.
Zabawny tekst :) Ale spokojnie, ustawa jest tak skonstruowana, że nie ma problemu, żeby ją obejść, zwłaszcza z polską kreatywnością :D
A mnie zapytano na spacerze z psem w niedzielę, czy nie widziałem otwartego sklepu. Nie zauważyłem. W całej tej pseudo zadymie z handlem w niedzielę drażni mnie hipokryzja osób, które narzekają na markety a sami prowadzą swoje biznesy w niedzielę. Wymiar ekonomiczny nie będzie przeze mnie rozwijany. Sporo już tu padło słów.
Fakt, ten aspekt (pracy w niedzielę małych sprzedawców) jest bardzo często pomijany.
„amarantowy opalizujący lakier do paznokci”– zaskoczył mnie bardziej niż zamknięta w niedzielę bielska Sfera :-D (aż wpisałam w google hasło >kolor amarantowy> żeby sprawdzić jaki to) .
ja bodajże w sobotę widziałam jak Filip Chajzer prowadził program na ten temat; śmichom-chichom nie było końca :) Coś czuję, że ten zakaz długo jednak nie potrwa ;) chociaż 'uwaga uwaga, przeszedł koma 3″ a nadchodzi „4”- w tę niedzielę powtórka z armaggedonu , zaopatrzyć się w amarantowe lakiery do paznokci, koniecznie opalizujące!
Akurat Wojtek Cejrowski to pierwszej klasy wizjoner. Swój sklep internetowy zamknął w niedzielę już dawno ? A na serio to strasznie śmieszy mnie ta nagonka że nie można robić zakupów. W każdej śniadaniówce dylemat i porady co robić w niedzielę wolną od handlu. Trochę to smutne, że ludzie gdy nie mogą pójść do sklepu nie wiedzą co robić z wolnym czasem.
Coś mi się wydaje, że może to mieć związek z tym, że gdy telewizja nam pod nos podtyka pewne gotowe rozwiązania, uczy wygodnictwa, aż z czasem oduczamy się myśleć samodzielnie i potrzebujemy konkretnych podpowiedzi jak spędzić czas dotychczas spędzany w inny sposób. Problem dotyczy z pewnością niewielkiej części społeczeństwa ale to nie znaczy że nie istnieje.
Buehehe! No ja na szczęście byłam cały dzień na szkoleniu i cały „fun” mnie ominął ;).
Żałuj. Śmiechu było co niemiara ;)
No będzie okazja żeby nadrobić w tą niedzielę ;).
Mieszkam poza Polską, ale cieszę się, że trafiłam na Twój artykuł! Będę na nim śledzić wiadomości z kraju. Po przeczytaniu Twojego tekstu cieszę się, że wyjechałam. Niedziela bez tradycyjnego klopsika w Ikei? Feee
No i teraz nie wiem czy mam prostować i pisać, że to wszystko było zmyślone i idziesz tym samym torem co ja ironizując w komentarzu czy mam grać dalej i pytać czy mieszkasz w Szwecji czy w innym cudownym kraju mlekiem i klopsikami płynącym? :)
Eh ten internet ze słowami, w których ciężko zobaczyć czy ktoś mruga do Ciebie okiem :D
Jeszcze raz przeczytałam swój komentarz i faktycznie nie dostawiłam żadnego emotikona, a zaśmiałam się w głowie ? Tak naprawdę klopsików nie jadam, a do najbliższego sklepu mam w Pirenejach 30 km. i podpowiadam, że nie jest to Ikea ;-)