
Byliśmy razem na wakacjach/obozie/spotkaniu szkolnym/rekolekcjach (niepotrzebne skreślić). Aktualnie pracuję w firmie X. Po rozpoczęciu pracy od razu o Tobie pomyślałem. Dzwonię do Ciebie, ponieważ wydajesz mi się osobą odpowiedzialną, która dba o swoje finanse. Czy miałbyś ochotę na spotkanie?
– Nie.
– Dlaczego?
– Z kilku powodów.
Po pierwsze
Trochę inaczej sobie wyobrażam podtrzymywanie znajomości.
Po drugie
Radzę sobie w tej materii dość dobrze i nie potrzebuję pomocy.
Po trzecie i najważniejsze
Nie oszukujmy się. Dzwonisz do mnie tylko dlatego, że jeszcze nie usunąłeś mojego numeru z telefonu. Jestem szansą na Twoją prowizję. Nie kumplem. Gdybym był kumplem to bym usłyszał w słuchawce: „Dawno nie gadaliśmy. Co u Ciebie słychać?” a nie kilka komplementów, które miałyby połechtać moje ego i tym samym uśpić czujność. Bardzo trafnie zakończyłeś rozmowę. Niezręczne „Dziękuję w takim razie za wysłuchanie” miało zarówno coś z suchego formalizmu, jak i było ekshibicjonistycznym przyznaniem się do tego, że nie dzwoniłeś po to, żeby posłuchać, ale żeby mówić.
Żeby potem nie było, że jestem zły
Kiedyś straciłem pół godziny w podobny sposób. Zadzwonił znajomy, bez tłumaczenia umówił się na spotkanie. Zamurowało mnie, kiedy na miejscu po zamówieniu kawy znajomy wyciągnął kartkę i zaczął rysować cyferki, łączyć je ze sobą i tłumaczyć o co chodzi w rewolucyjnym systemie, w który został wprowadzony. Tak bardzo był nastawiony na dzielenie się ze mną tą wiedzą tajemną, że mało brakowało, a by zapomniał powiedzieć na przywitanie „cześć” i podać ręki.
Powiedziałem wtedy: Słuchaj, nie widzieliśmy się 5 lat. Zadzwoniłeś, myślałem że chcesz o czymś pogadać, zapytać, nawet kasę pożyczyć (to byłoby w sumie lepsze). Mogłeś powiedzieć, że o to chodzi.
Nie mam nic przeciwko spotkaniom po latach. Jeśli znamy się i czytasz tego posta – nie wahaj się zadzwonić.
Jeśli chcesz coś zaoferować – napisz do mnie maila na spam@lipinski-kamil.pl. Obiecuję, że jeśli Twoja oferta będzie interesująca – oddzwonię.