Żyjemy w świecie, w którym słowo Facebook odmienia się na wszystkie przypadki. Niektórzy spędzają na nim nawet ćwierć albo pół etatu w miesiącu! Jak grzyby po deszczu pojawiają się kolejne grupy i każda kolejna wciąga coraz bardziej. Osoby prywatne, przedsiębiorcy, marki – każdy ma swój interes w siedzeniu na FB. Dla jednych będzie to potrzeba kontaktu ze znajomymi w świecie w którym spotkanie w cztery oczy staje się sytuacją rzadszą niż kiedyś. Dla innych rozrywka. Pozostali będą traktowali najpopularniejszy serwis społecznościowy jako miejsce zarobku albo jako nieprzynoszącą zysku przestrzeń budowania własnej marki. Godzinami budujemy coś… co nie jest nasze i czego w kilka sekund możemy zostać pozbawieni.
Model biznesowy serwisów społecznościowych, począwszy od grono.net i nk.pl, kształtował się wraz ze wzrostem popularności i to Facebook ostatecznie wpadł na pomysł jak skutecznie monetyzować naszą obecność w swoim serwisie. Główne założenie – w dużym uproszczeniu – było następujące: damy użytkownikom przestrzeń do swobodnego wypowiadania się, udostępnimy narzędzie do wzajemnej komunikacji i wymiany opinii, a w zamian dostaniemy dużo informacji na temat samych użytkowników i będziemy mogli w sposób bardziej spersonalizowany pokazywać im reklamy. Ponadto im szybciej przekroczymy krytyczną liczbę użytkowników i sprawimy, że serwis społecznościowy stanie się powszechny tym bardziej ludzi od siebie uzależnimy. A skoro tyle osób będzie poświęcało długie godziny na przewijaniu swojej tablicy … to znalezienie reklamodawców to tylko kwestia czasu. Jak bumerang wraca ostatnimi czasy słynna maksyma: „Jeśli produkt jest za darmo, to produktem jesteś Ty.”
Dlaczego nie warto budować na piasku?
Zamki z piasku mają to do siebie, że byle podmuch wiatru może sprawić, że wątła konstrukcja zostanie uszkodzona, a w najgorszym wypadku runie w kilka chwil. Podobnie z budowaniem profilu w serwisie społecznościowym. Choć sztab osób, zajmujący się dostarczaniem nam wygodnego narzędzia do wymiany myśli troszczy się o nasz komfort i bezpieczeństwo to w rzeczywistości nie budujemy własnego miejsca w sieci tylko miejsce cudze. Seria zgłoszeń naszego fanpage’a od hejterów może sprawić, że zostaniemy zablokowani – na pewien czas lub na stałe. O tym co się wtedy dzieje z treściami publikowanymi na naszej Facebookowej stronie pewnie nie muszę mówić.
Inna sytuacja być może bardziej aktualna: spadki zasięgu. Coraz więcej osób prowadzących duże strony na FB narzekają na to, że są w stanie dotrzeć ze swoimi treściami do kilku, maksymalnie kilkunastu procent fanów. Można sobie wyobrazić jaki to problem dla kogoś, kto zainwestował dużo czasu oraz pieniędzy w promocję swojej strony licząc na jej późniejszą monetyzację, a okazało się, że dysponuje aktualnie narzędziem zupełnie nieskutecznym. Wszyscy jesteśmy trochę jak frankowicze, którzy pobrali kredyty i nagle okazało się, że przyjdzie im zapłacić za swoją pożyczkę znacznie większą cenę niż przypuszczali. Z tą różnicą, że nie inwestowaliśmy pieniędzy (nie każdy przynajmniej) ale bardzo dużo czasu w coś, co miało być kanałem skutecznej komunikacji, a stało się coraz mniej użytecznym narzędziem.
Gdzie w takim razie szukać skały?
Solidnym miejscem, w które w dalszym ciągu warto zainwestować jest w dalszym ciągu strona internetowa. Ci wszyscy, którzy prowadzą swoje blogi (nie na zewnętrznej platformie ale takie naprawdę swoje na WordPressie.org albo innym CMSie umieszczone na własnym serwerze) budują ich wartość i przy odrobinie wysiłku są w stanie zbudować przestrzeń dla promocji własnych produktów albo skuteczne miejsce pozyskiwania klientów. Jest co prawda ryzyko, że Google z jakiegoś powodu zablokuje stronę ale zawsze można wykupić inną domenę albo … zostać w tym miejscu w którym aktualnie jesteś. Przecież mimo blokady Google (w przeciwieństwie do blokady Facebookowej) Twoja witryna będzie dalej dostępna po wpisaniu adresu i każdy kto będzie go znał, bez problemu do Ciebie trafi.
Publikowanie kolejnych blogowych wpisów nie wystarczy aby zdobyć popularność. Szczęściu trzeba pomóc, nie ma co liczyć na to, że teksty które skrupulatnie piszecie nagle staną się szalenie popularne i z założonymi rękami będziemy obserwować ciągle rosnący ruch. Warto zadbać o dodatkową furtkę, która pozwoli uzyskać lepszy kontakt z Twoimi czytelnikami. Takim właśnie rozwiązaniem jest newsletter.
Jeśli przed założeniem newslettera powstrzymują Cię kwestie techniczne – rozejrzyj się w sieci i poszukaj poradników tłumaczących jak go założyć krok po kroku. Jeden z takich poradników dotyczący Mailchimpa napisałem na 500sekund.pl, jeśli chcesz możesz z niego skorzystać.
Kolejnym krokiem, a może rozwiązaniem, które warto wdrożyć obok newslettera jest założenie podcastu. Nagrywane regularnie odcinki w pojedynkę albo we współpracy z innym podcastowym zapaleńcem pozwolą na pozyskanie nowej grupy czytelników, a w sytuacji kiedy będziesz miał coś do powiedzenia i postawisz na systematyczność, taki podcast może być świetną przestrzenią późniejszej promocji własnych produktów albo przestrzenią reklamową dla marki. Alternatywą (a może uzupełnieniem?) dla podcastu są coraz popularniejsze materiały wideo publikowane na YouTubie oraz live’y.
Zakładam, że zadbałeś o część wyżej wymienionych elementów. Czas pójść krok dalej. Tym, co pozostanie Twoje i będzie bardzo namacalnym przedmiotem, który pomoże w budowaniu Twojej marki jest książka. Choć o własnej publikacji mówi się często w kontekście mody rozpoczętej przez blogerów i youtuberów, to chciałbym żebyś nie postrzegał tego działania przez taki pryzmat. Pisanie książki to nie żadna moda. Potraktuj to jako celowe działanie mające na celu wzrost popularności ale także konkretny zarobek przy dobrej jakościowo książce i sprawnym kanale promocyjnym. Jest to poważniejsza inwestycja, bo w tej sytuacji Twoją walutą nie jest tylko stracony czas w razie gdyby się nie udało ale konkretny pieniądz. Obserwując twórców, którzy z pisania książek stworzyli dodatkowe źródło pasywnego dochodu dochodzę do wniosku, że warto. Nie tylko po to, by udowodnić własnej babci, że robicie rzeczy pożyteczne, a nie tylko siedzicie przed tym całym internetem i nie wiadomo czy z tego jest jakiś pożytek.
Jak widzisz jest bardzo wiele przestrzeni do budowania swojej pozycji w sieci. Facebook nie jest szczytem góry lodowej. Wręcz przeciwnie, coraz częściej okazuje się wydmuszką. Życzę Ci mądrych wyborów i decyzji podyktowanych szczegółowymi badaniami tego, co sprawdza się w Twoim przypadku.
Twoja marka niech pozostanie Twoja. Nie Marka.